poniedziałek, 26 września 2011

Mały kot, mały problem?

Z kotem jak z dzieckiem - tyle mnie nauczyły pierwsze trzy dni obcowania z miesięcznym futrzakiem. Zgarnięty z komórki, szybko przyzwyczaił się do nowego otoczenia. Do swojego legowiska i do miski trafiał bez pudła. Gorzej było z kuwetką, dlatego wysadzaliśmy go z mężem na nocnik jak dziecko. Kot się budził, już z nim do kuwetki. Pobiegał trochę, to już do kuwetki. Zjadł coś, to znowu do kuwetki. Rytuał powtarzaliśmy co godzinkę, co dwie godzinki.

Mija sobie drugi wieczór z Batmanem. Mąż przy komputerze, ja na wersalce z robótką w rękach. Nagle z koszyczka wyłoniły się uszy, potem nastroszone brwi, w końcu jeszcze niebieskie oczyska.

- Mężu, zanieś kota do kuwetki - zastosowałam manewr spychologii.

- Zaraz - odparł mąż, używając zwykłego argumentu antyspychologicznego.

Kot dostojnie wytoczył resztę swojego malutkiego ciałka z koszyczka i powędrował pod biurko, przy którym siedział mój małżonek. Uważnie obserwowałam poczynania Batmana, który ukrył się pod biurkiem tak, że było widać tylko część jego niezbyt inteligentnie wyglądającej facjaty. Miał dziwne skupienie wymalowane na pyszczku.

No własnie, skupienie! Gdy poczuliśmy niefajny zapaszek, dotarło do nas, co nasz kocio zrobił i gdzie.

Oczywiście, mąż zastosował kolejny unik, uskakując na bezpieczną odległość. Następne dwie minuty twardo negocjowaliśmy, czyj jest kot, a zatem również czyja jest kupa zrobiona przez kota, ale ponieważ zapaszek nas zabijał, podjęłam męską decyzję (tak, ja!). Z obwiązaną szalikiem w barwach FC Barcelona twarzą, uzbrojona w ręczniki papierowe, ściereczki i miseczkę z płynem do mycia podłóg zanurkowałam pod biurko...

Od tamtej pory nie było licytacji. Kot się budził, od razu był niesiony bez dyskusji do kuwety.

Aż któregoś pięknego poranka Batman wreszcie wykazał prawidłowy odruch. Akurat jedliśmy śniadanie, gdy bawiący się Batman miauknął nagle przeraźliwie i popędził do kociej toalety jak szalony.

Milczeniem pominę fakt, że od tej pory tradycją się stała kocia toaleta w trakcie naszych posiłków...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz