wtorek, 27 września 2011

Kot w zieleńcu

Pomijając już fakt, że kocham rośliny, ale nie mam do nich ręki, przy naszych kotach wszelakie zieleniny w naszym domu nie mają racji bytu. Nawet natkę pietruszki potrafi mi Prezes oskubać. Gdy mój tata zapowiadał się na dzień kobiet z kwiatkiem, długo myślałam, gdzie ja postawię wazon, żeby go moje kocury nie dopadły. Na szczęście goździk okazał się być bombonierką z czekoladkami (Batman był zachwycony tak czy siak).

Pamiętam, jak z ogrodu botanicznego we Wrocławiu przywieźliśmy sobie maleńką opuncję. Akurat przeprowadzaliśmy się do naszego M2 i miał to być kwiatek na nowe. Batman przybył do naszego domu cztery miesiące później. Nie pożarł opuncji. ponieważ miała kolce, obrażony kot po prostu ją strącał z każdego nowego miejsca. Przy którymś z kolei wsadzaniu kaktusa do ziemi, opuncja nie wytrzymala szantażu emocjonalnego i po prostu padła.

- Mam dla ciebie bez. I konwalie. Piękne wyrosły na działce - pochwaliła mi się ciotka niegdyś, wręczając mi aromatyczny bukiet.

Przez kolejne dwa dni miałam rozrywkę, ganiając Batmana, który zobaczył deser w wazonie i robił podchody do nawalijek.

I tu muszę wspomnieć o gwieździe betlejemskiej. Obdarowała mnie nią moja siostra tuż przed świętami Bożego Narodzenia. Ustawiłam kwiatka na jedynej w kuchni półce, ciesząc się, że tam mój kot nie doskoczy i pękałam z dumy, że choć kapryśna, a ja bez zacięcia do flory, to gwiazda rozkrzacza mi się pięknie.

Tymczasem Batman knuł.

Któregoś pięknego wieczoru siedząc w łazience usłyszałam smakowite mlaskanie. Pomyślałam, że pewnie mąż raczy się kolacyjką, ale zaniepokoił mnie mrok panujący w kuchni. Wyszłam z łazienki cichutko i chcąc zaskoczyć obżarciucha włączyłam światło. Siedzący na jedynej kuchennej półce Batman, spojrzał na mnie znad obdartego z liści kwiatka, bezczelnie nie przerywając żucia. Ściągnęłam go stamtąd, wyrzuciłam z kuchni, zastawiłam kwiatka słoikiem z łuskanym grochem i wyszłam z kuchni gasząc światło. Po chwili znów usłyszałam mlaskanie. Batman wskoczył na półkę, zgrabnie ominął słoik i kończył posiłek. Wpadłam do kuchni, ściągnęłam kota z półki, przestawiłam gwiazdę i zabarykadowałam półkę. Pytacie, dlaczego nie przestawiłam gwiazdy w inne miejsce? Wyjaśnię: Batman był wszędzie, nie ma innego miejsca u nas w domu, w którym kwiatek byłby bezpieczny.

Wiem, że gwiazda betlejemska jest dla kotów trująca. Wytłumaczcie to jednak Batmanowi. Pół godziny później wymiotował zielskiem. W następne pół godziny później z powrotem siedział na półce i kończył betlejemski posiłek. Roślina poszła do kosza. I tak zresztą już z niej niewiele zostało.

Batman żyje i ma się dobrze. To taki kocur, którego nic nie rusza.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz